piątek, 22 lutego 2013

"Czerń".

Mój urlop trwa już jakiś czas, ale nie zamierzam go przerywać. Jest mi dobrze tak, jak jest. 
W zamian za to łapcie jeden z krótszych utworów, "Czerń".





Ponury, deszczowy dzień. Czarny karawan leniwie toczy się przez asfalt. Za nim podąża kilkudziesięciu żałobników. Wszyscy ubrani na czarno, wszyscy z obowiązkowym wyrazem smutku na twarzach. Smutku, który zdaje się być sztucznie doklejony, jak uśmiech klowna. Zastanawiają się, który z nich będzie następny. Ktoś z rodziny zmarłego? Może ich krewny? Może ktoś z osób, którzy przyszli na pogrzeb wyłącznie po to, aby pokazać najbliższym osoby, która spoczywa w ciężkiej, dębowej trumnie, że to, co ich spotkało nie jest im obojętne.
Kierowca karawanu ostrożnie prowadzi pojazd, starając się utrzymywać właściwe tempo; nie za szybko i nie za wolno. Rozmyśla o tym, co jego żona przyrządzi mu na obiad. W bocznych lusterkach widzi twarze obcych mu ludzi i ich widok przywodzi mu na myśl oblicza lalek, którymi bawią się małe dziewczynki. Blade, bez wyrazu, z oczami utkwionymi w asfalcie, którym wyłożona jest cmentarna droga. Niektórzy niosą olbrzymie bukiety kwiatów, wień-ce, a nawet zwykłe, niczym nie ozdobione, krwiste róże.
To dziwne, po co ludzie kupują tyle żywych kwiatów, skoro po krótkim czasie zgniją i trzeba będzie je wyrzucić? Dlaczego nie przynoszą sztucznych, które mogą leżeć na grobie przez długi czas? Czy chcą przez to w jakiś sposób zamanifestować przed innymi swój status majątkowy? Chcą się wywyższyć przed innymi?
Tak myśli mężczyzna, siedzący za kierownicą pojazdu, będącego na czele czarnego pochodu.
Członkowie rodziny osoby znajdującej w czarnym, błyszczącym karawanie, wciąż nie mogą uwierzyć w to, co się stało. Chłodne zwłoki śmiertelnie pobitego odbywają swoją ostatnią podróż wśród cichych odgłosów płaczu i zatkanych nosów. Już wkrótce trumna na zawsze spocznie w czarnej ziemi, przykryta jej ciężką masą gleby i kwiatami, tak wytrwale niesionymi przez zgarbionych żałobników.
Oczywiście krewni będą odprawiać modły w intencji duszy zmarłego, ale nadaremnie – już wkrótce ciało pogrąży się w bezgranicznej czerni, tam, gdzie jedynym kolorem jest zgnilizna, a jego duszę pochłonie pustka.
Ludzie, którzy zabili mężczyznę, którego zwłoki kołyszą się lekko na boki w trumnie także uczestniczą w pochodzie. Trzech wysokich, dobrze zbudowanych osobników, w idealnie czarnych garniturach, białych koszulach i ciemnych krawatach niosą ponure, ciemne róże, które za kilkanaście minut spoczną na szczycie kwiecistej piramidy, ułożonej wokół mrocznej dziury w ziemi, na dnie której na zawsze spocznie ich ofiara. Przyszli na jej pogrzeb tylko dlatego, by móc upajać się smutkiem żałobników. Gdy trumna była spuszczana do grobu – kilka kobiet i co poniektórzy mężczyźni skomentowali głośnym, niekontrolowanym płaczem – trzech morderców stało nieopodal, nie okazując żadnych emocji. Z bestialską satysfakcją oglądali piekło, jakie same stworzyli obcym sobie ludziom. Dlaczego zabili? Bez powodu. Jednemu spodobał się płaszcz, jaki miał na sobie trup, spuszczany w głąb ziemi, drugiemu portfel, trzeciemu coś jeszcze innego… Po dokonanym morderstwie ulotnili się z miejsca zbrodni, nie zostawiając po sobie żadnych śladów, które mogłyby ich zdradzić. Teraz, kilka dni później, widząc ból emanujący z twarzy rodziny, bliskich krewnych i znajomych człowieka, którego zabili, przemoc, gnieżdżąca się w ich myślach w ohydny, nieludzki sposób kwitła, zasiewając w ich umysłach ziarno, z którego mogła wyrosnąć żądza mordu znacznie okrutniejszego i bestialskiego niż poprzedni…
Gdy żałobnicy się rozeszli, trzej mężczyźni podeszli do dziury w dole. Podeptali kwiaty złożone przez rodzinę i stanęli nad samą krawędzią grobu. Trzy czarne róże wylądowały 
z cichym stuknięciem na pogrążonej w półcieniu trumnie.
Ponure oblicza mężczyzn wykrzywił grymas, który można by od biedy nazwać uśmiechem. Wiedzieli, że ta zbrodnia ujdzie im na sucho. Mieli szerokie pole do popisu. Z następnymi ofiarami mogli robić co tylko zechcą.
Deszcz powoli przestaje padać. Ciężkie chmury wiszą nisko nad miastem. Trzech mężczyzn w eleganckich garniturach wychodzi z cmentarza i odchodzi ulicą w sobie tylko znanym kierunku…





19 lutego 2012

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz