poniedziałek, 7 października 2013

"Kaczuszka"

Michał Gajewski przedstawia:



Marcin Witkowski

"Kaczuszka"




Maria kochała swojego synka. Wszyscy się od niej odwrócili. Został tylko mały Adaś. Był całym jej światem, który tuliła mocno do piersi. Czasami tak mocno, że Adaś płakał.
Nikt nie wie jakim cudem prawa do opieki nad 3-letnim Adamem zyskała jego matka u której niemal cała rodzina podejrzewała zaburzenia psychiczne. Liczne rozprawy sądowe i odwołania nie pomogły. Nie przyznano praw do opieki nad dzieckiem jego ojcu ponieważ według wysokiego kurwa sądu ojciec nie mógł zająć się samodzielnie synem ze względu na  12-godzinny tryb pracy. Wspólna opieka nad Adasiem sprawowana przez ojca i dziadków również nie wchodziła  w rachubę gdyż ostatnimi czasy podupadli oni na zdrowiu. Chłopiec został więc przywiązany do spódnicy swojej matki, prawdobodobnie chorej psychicznie. Co prawda żaden specjalista tego nie potwierdził, lecz Artur,  ojciec Adasia, był prawie pewien, że z jego byłą żoną jest coś nie w porządku. Jak sam twierdził- trzy lata małżeństwa były dla  niego piekłem. Po rozwodzie zapisał się na terapię u psychologa, który po kilku spotkaniach  również zaczął mieć wątpliwości odnośnie zdrowia psychicznego Marii. Artur miał czasami wrażenie, że to dwie różne osoby w jednym ciele. Ciepła, radosna, zabawna i uczynna, zupełnie normalna kobieta, czyli ta w której się zakochał oraz drugie jej oblicze popadające w dziwny i nieraz przerażający stan milczenia oraz chłodnego spojrzenia. Nigdy nie widział tak chłodnego spojrzenia. Wytrzeszczone oczy i gotowość do krzyku. Dostawała takich ataków właśnie w chwilach nieporozumienia między nią, a mężem. Czasami ten przerażająco spokojny stan był tylko ciszą przed burzą, w której opadem miały być lecące na ziemie naczynia. Czasami było naprawdę bardzo łatwo wyprowadzić Marię z równowagi. I te jej domysły, że nikt jej nie potrzebuje. Artur wiedział, że jego żona ma problem, ale nie wiedział jak może jej pomóc. Nie chciała iść do psychiatry, na samą propozycję popadała w jedną ze swoich histerii. I niszczyła. A jemu brakowało sił. Najbardziej było mu szkoda dzieciaka. Chciał go zabrać od matki. Niestety przeważnie to matka ma większe szanse na dostanie opieki nad dzieckiem. Niby kobiety lepiej sobie radzą? Czy o co w tym chodzi? Sąd nawet nie zdaje sobie sprawy jaki okropny błąd popełnił. Niech Bóg mu wybaczy.
Wybiła godzina 21:00 co oznaczało, że Maria przerywała zabawę Adasia i zabierała go do łazienki, aby go wykąpać. Był wtorek, następnego dnia Artur miał mieć wolne i przyjść w odwiedziny do syna. Najczęściej zabierał małego na plac zabaw, po czym sadzał go na huśtawce i trzymając  kołysał w tył i przód.  Adaś był drobnym dzieckiem. Ot, taki szczypiorek, szczupły i niski. Tatuś musiał pomagać mu wchodzić na huśtawkę. Kooperacja ojciec-syn.
Przed kapielą Adasiowi w pozbyciu się ubrania pomagała mama. Stał nago przed kucającą kobietą, która głaskała jego jasne włosy na głowie przyglądając się synkowi jak cudowi. Patrzyła na niego rozmarzonym spojrzeniem jej przekrwionymi oczami. Usta miała lekko rozchylone, spękane. Patrzyli tak na siebie wzajemnie, trwając w jednej pozie. Chłopiec wpatrywał się spokojnie w oczy mamy. Miał pulchne policzki, które w połączeniu z lekko nabrzmiałymi czerwonymi usteczkami sprawiały wrażenie miny smutnego psa.
-Mamo, zimno...
Matka nie reagowała. W jej mózgu nastąpiło wyłączenie odbioru rzeczywistości. Patrzyła na syna, ale go nie widziała. Widziała za to chore obrazy swojego skrzywdzonego umysłu. Rozmyślała nad sensem istnienia. Siebie. Adasia. Pani Halinki z pod czwórki. Kurwa, jakie obrzydzenie wywoływała u niej ta starsza kobieta. Śmierdziała podobnie do brudnych pieluch z ulanym pokarmem dziecka. Zastanawiała się dlaczego ta stara wiedźma tak śmierdzi. A żeby tak zepchnąć kurwę ze schodów, nie będzie śmierdzieć bo zakopią.
Maria brnęła przez świetnie utrzymujący się  burdel myśli w jej głowie. Wszelkie urazy z dzieciństwa i lęki były jak dziwki gotowe do pracy. Nowa sytuacja, nowy klient. Historia histerii zaczyna się od nowa.
Przyspieszyło tętno oraz oddech. Większa dawka tlenu ocuciła zamyśloną Mamusię.
- Mamo, zimno!
- Tak?!...Już...już synku...przepraszam, mamusia się zamyśliła
- Okej, zimno mi było tylko
- Już syneczku, mamusia nalewa ciepłej wody do wanny. O, zobacz! Twoja ulubiona kaczuszka! - Mały z radością chwycił za żółtą, gumową kaczkę i oparł się tyłkiem o sedes.
- Dobra maluchu, woda gotowa, wskakujemy - Maria złapała Adama pod pachami i włożyła do wanny. Znowu coś nie tak. Czyżby woda za gorąca? Przecież sprawdzała. Co temu bachorowi nie pasuje? Nie słyszy jak się drze. On tu nie rządzi. On nie decyduje!
- Siadaj kurwa! - wrzasnęła Maria ponownie przerywając swoje tępe zamyślenie.
Mały przestraszył się, płakał, a z nosa ciekły mu smarki. Jego skóra była czerwona. Woda była znacznie za gorąca. Gotowany homar.
Chwyciła go za barki i przycisnęła do wanny. Będziesz siedział grzecznie, a mamusia Ciebie wyszoruje! Faktycznie chciała zedrzeć z niego cały brud, ale i może co nie co więcej.
Złapała za butelkę płynu do kąpieli. w łazience uniósł się słodki, morelowy zapach. Polała obficie skórę Adasia płynem. Chłopiec wyrywał się, ale matka trzymała go mocno lewą ręką. Drugą odłożyła butelkę płynu i chwyciła gąbkę. Zwykła gąbka o dwóch typach powierzchni. Z jednej strony miękka, a z drugiej szorstka, sztywniejsza z wypustkami. Wybrała tę drugą stronę i mocno przycisnęła gąbkę do ciała chłopca, a jej ręka pokryła się obficie pianą. Zaczęła szorować. Mały myślał, że mama rozerwie mu skórę. Szorowała niesamowicie mocno,w dodatku szorstką częścią gąbki. Zaczął krzyczeć.
- Cicho bądź brudasie, mamusia dba o ciebie,żebyś był czysty. Zamknij się! - po czym wymierzyła chłopcu cios w głowę otwartą dłonią, a następnie jakby wpadła w furię i zdzieliła go serią szybkich plaskaczy w plecy i ręce. Zaskoczona tym, że chopiec zaczął drzeć się jeszcze głośniej wyprostowała się i złapała za włosy. Próbowała wyrwać sobie kłąb włosów. Tymczasem z wanny wyrwać próbował się zapłakany Adaś.
- Siedź mała glisto! Nie skończyliśmy jeszcze kąpieli - złapała go mama i przygniotła z powrotem do dna wanny. Zrobiła to tak szybko, że woda w wannie znacznie zafalowała i mały zachłysnął się. Zaczął kaszleć i dusić się. Kobieta wymierzyła mu cios pięścią w plecy. Chciała pomóc, ale i tak cieszyła się, że może go uderzyć. Zaczęło jej się to podobać. Zaczęła zapominać, że to jej syn. Dziwki w jej burdelu ruszyły do pracy. Znowu wpadła w otępienie.
Chwyciła go za szyję i przygniotła do dna wanny. Ponad taflą wody znajdowała się tylko część jego twarzy od policzków po czubek czoła. Jego ryk zagłuszony był przez warstwę wody wzburzoną serią bąbelków, wydostających się z jego wrzeszczącego gardła.
Za mało wody, kurwa za mało wody by utopić skurwiela. Odkręciła kurek. Powoli twarz dziecka zakrywała się pod powłoką wody. Powłoką śmierci. Trzymały go kościste dłonie matki. Szpony śmierci. Jego bardzo młody rozum nie pojmował tego co się dzieje. Wiedział, że się boi,  że mama robi mu krzywdę, tylko dlaczego? Z pod powierzchni wody twarz matki wyglądała jak upiór z koszmaru. Miał 3 lata i zdarzało się mu mieć koszmary. Może właśnie w tym momencie śnił? Może to koszmar. Czuł, że zasypia. Może koszmar się kończy. Może czeka go lepszy sen. Żółta kaczuszka kiwała się na wzburzonej tafli wody.
Artur jechał swoim punto do syna. Cieszył się, że spędzi z nim dzień. Było bardzo ciepło i słonecznie. Doskonała pogoda na spacer na plac zabaw. Myślał, że mógłby zabrać Adasia na lody. Obok jego ulubionego parku stała  kawiarnia z salą zabaw. Adaś się ucieszy z takiego wypadu.
Dojechał wreszcie na osiedle na którym mieszkali Maria i Adaś. Zaparkował na swoim ulubionym miejscu pod dużą lipą. Drzewo rzucało cień na samochód,co w tak gorący dzień chroniło go przed efektem "nagrzanej puszki". Artur włączył alarm i ruszył w stronę bloku. Musiał dostać się na czwarte piętro, w bloku zainstalowana była winda więc postanowił z niej skorzystać. Wyobrażał sobie moment, w którym Maria otworzy mu drzwi, a Adaś w radosnym okrzyku "Tataaa!" skoczy mu w ramiona. Oboje lubili spędzać ze sobą czas i każde wspólne wyjście było dla nich radosnym wydarzeniem.
Dotarł na piętro, zrobił kilka kroków i zapukał do drzwi domu Marii.
Cisza.
Zapukał ponownie.
Nic.
Lekko zniecierpliwiony zapukał po raz trzeci.
Dalej cisza.
Wyciągnął z kieszeni telefon i zadzwonił do byłej żony. Coś było nie tak. Jeszcze nie zdarzyło się tak, aby przyszedł i nie zastał Marii i Adasia. O wszelkich zmianach planów zawsze go informowała, a tym razem nic nie wspomniała, że nie będzie ich w domu. Dziwne. Miał nadzieje, że Maria zaraz odbierze i wszystko się wyjaśni. Lecz nic z tego. Abonent tymczasowo nieosiągalny.
- Co do kurwy nędzy...wyłączyła telefon?! - Zdenerwowany przygryzł wargi- Może zasnęła? I ma rozładowany telefon. Może jest w domu i śpi sobie, kurwa, po obiadku, a ja tu stoję pod drzwiami jak pajac. Zapomniała o moim wyjściu z synem?
Uderzył mocniej w drzwi, tak że się zatrzęsły. Przyłożył głowę do drzwi i nasłuchiwał kroków. Lecz zamiast kroków usłyszał cichy lament. Co jest kurwa? Chwycił za gałkę od drzwi i przekręcił. Otwarte. Powoli uchylił drzwi do środka domu. Wewnątrz było ciemno, w  mieszkaniu były zaciągnięte wszystkie zasłony. W łazience ktoś płakał.
- Mario? - głos Artura drżał. Szczerze mówiąc- lekko srał w portki. Spodziewał się pięknego dnia spędzonego z synem na zabawie, a to co się na razie działo nie zapowiadało nic radosnego. Jeszcze nie odkrył wszystkiego. Szarpnął za drzwi od łazienki.
- Powiedz mi co tu się kurwa dzie... - Artur zamarł.
Zobaczył spuchnięte ciało synka uniesione na wodzie w wannie. Ciało maluszka nasiąkło wodą jak gąbka. Do nozdrzy Artura doleciał zapach topielca. Poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła. Nagle zorientował się, że w rogu łazienki plecami do niego stoi Maria. To ona płakała. Trzymała coś w dłoni. Stała ubrana w koszulę nocną. Stała boso w kałuży krwi, moczu i fekaliów. Musiała stać tak całą noc.
- Cco...co...co tu się stało? Maria? - Artur płakał, łzy spływały mu po policzkach.
Nie usłyszał odpowiedzi.
-Maria?
Stała nieruchomo. Dostrzegł, że kałuża krwi pod stopami Marii musiała powstać na skutek narzędzia którego trzymała w prawej dłoni. Ogromny nóż kuchenny. Chciała popełnić samobójstwo więc pocieła sobie nadgarstki. Cofnął się do wyjścia z łazienki. Ogarnęła go panika. Nie wiedział co zrobić. Spojrzał ponownie na zwłoki synka.
Jak ona mogła? Wiedziałem że to popierdolona świruska! Jak mogła zrobić krzywdę Adasiowi?
- Ej, kurwo!!! Zobacz co narobiłaś! Jak mogłaś?! - wtedy Artur zrobił krok ku Marii, chciał ją chwycić za ramiona, obrócić i spojrzeć w twarz. Spojrzeć w twarz matki, która w nocy przyjęła rolę śmierci odbierającej mu syna na zawsze.
Maria obróciła się zanim Artur ją sięgnął. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Dostrzegł jej szyderczy uśmiech i pusty wzrok, wytrzeszczone oczy. Widział jak wraz z obrotem ciała Maria bierze zamach ręką, w której trzymała ogromny nóż kuchenny. Uchylił się w ostatniej chwili. Ostrze przeleciało mu niemal przy samym gardle. Była szybka, wyprowadziła kolejny cios, próbując pchnąć go nożem w brzuch. Artur uchylił się na, złapał obiema dłońmi Marię za rękę, w której trzymała nóż i wygiął na kolanie. Nóż upadł na kafelki. Hałas zagłuszył gruchot łamiącej się kości. Maria wydarła się i naparła na Artura całym ciałem. Nie wiadomo skąd wzięła na to siły, czując ból złamanej ręki . Być może, u osób chorych psychicznie różnego rodzaju atakakom towarzyszy uzyskanie imponującej siły. Im większy stopień gniewu, tym bardziej zaciśnięte mięśnie i większa możliwość wykonania dużego wysiłku. Na Artura to podziałało. Runął wprost do wanny. Leżał w jej poprzek, a gdy odwrócił głowę na bok zwłoki swojego synka pływały mu tuż przed nosem. Tego było za wiele. Zapłonął szałem. Szarpał się i wyrywał. Nie miał się czego złapać aby wyjść, zdołał jedynie chwycić włosy Marii. Woda kołysała w wannie i napływała mu do ust. Zdążyła już lekko prześmierdnąć trupem. Zwymiotował na twarz Marii. Ona z kolei darła się jak opętana, próbowała go utopić w wannie, tak jak synka, ale Artur był większy i nie było tak łatwo. Nic sobie nie zrobiła z tego że jest cała w rzygowinach byłego męża. Krzyczała nieustannie jakby była w transie. Gniew rozsadzał żyły mężczyzny, który zebrał w sobie siły, podciągnął pod siebie nogi i z całych sił kopnął Marię obunóż w brzuch. Kobieta z hukiem wyleciała przez drzwi łazienki i wylądowała w przedpokoju. Artur wykorzystał ten moment i podniósł się ciężko dysząc. Kątem oka zobaczył sine usta Adasia. Ta suka zapłaci za to co zrobiła. 
Podszedł do Marii leżącej w przedpokoju. Za kudły, przetargam przez pokój i wyjebię przez balkon. Obraz ciężkiej patologii rodzinnej.
Wyprowadził ją na balkon.
- Zabiję cię...jak mogłaś to zrobić?! Ty bezduszna, popierdolona dziwko!
- Hahahahahaha - Maria ryknęła śmiechem, wyszczerzyła zęby do Artura jakby chciała mu okazać trochę swojego wdzięku. On jednak nie mógł więcej patrzeć na ten ryj.
Trzymał ją oburącz za ramiona, jej plecy w połowie wystawały za barierkę. Ona dalej śmiała się opętańczo. Nagle stało się coś dziwnego. Coś pękło w Arturze. Próbował ogarnąć całą sytuację. Śmierć Adasia oraz to, że prawdopodobnie zabije swoją byłą żonę. Przecież miało być pięknie. Na ołtarzu ślubowali sobie miłość i wierność. Był w niej szalenie zakochany. Wtedy jednak nie wiedział, że jest inna. Że czasami zachowuje się dziwnie. Że bywa niebezpieczna. Że może utopić własne dziecko. Ogarnęło go ogromne poczucie niesprawiedliwości. Dlaczego akurat jemu musiało tak spierdolić się życie? Nie mógł znaleźć odpowiedzi. Nikt nie mógł mu jej dać w tamtej chwili. Czuł, że osłabł. Maria również to wyczuła i wgryzła się w jego szyję. Wrzask Artura słyszalny był na całym osiedlu.
Nastolatkowie i dzieci bawiące się na podwórku podniosły głowy w kierunku balkonu. Jednemu dzieciakowi wypadł z ust lizak na widok dwóch dorosłych ludzi szarpiących się na balkonie. Jedni się śmiali, ci najmłodsi byli mocno zdziwieni i przestraszeni, a najstarsi, rozgarnięci, zadzwonili na policję. Artur marzył o tym by do mieszkania wpadła grupa policyjna, która powaliłaby Marię na ziemię. Mogliby nawet zastrzelić sukę.
Krew tryskała obficie z rany na jego szyi. Udało mu się odepchnąć Marię. Zatrzymała się na barierkach, a on złapał za taboret i resztkami sił uderzył ją mocno w głowę. Kobieta zrobiła fikołka przez barierkę, lecz nie spadła. Zawisła trzymając się krawędzi balkonu. W jej oczach pojawił się strach. Czuła że przegra tę walkę. Długo tak nie wytrzyma. Widziała siebie roztrzaskaną na chodniku, z czerwoną galaretą wypływającą z jej pękniętej czaszki. Zaczęła krzyczeć, śmierć była blisko.
Artur podszedł do barierki. Wiedział, że teraz obserwuje go przynajmniej setka gapiów z całego osiedla. Jeśli pozwoli jej spaść będzie mógł mieć kłopoty, z racji nie podjęcia próby uratowania życia drugiej osoby. Przecież sam chciał ją niemal zabić. "Niemal". Czy rzeczywiście byłby do tego zdolny? Przecież to Maria jest chora psychicznie. On jest porządny. On by nie zabił. Ma swoje zasady. Mimo, że Maria popełniła straszną zbrodnię on nie może wyznaczyć jej sprawiedliwości, nie może ukarać śmiercią. Od tego są odopowiednie organy...skończ pierdolić, Artur.
Spojrzał na Marię z pogardą. Wyciągnął dłoń i chwycił żonę za przeguby. Ona weszła nogami na platformę balkonu i wtedy zaśmiała się opętańczo po raz kolejny. Była jak jedna z harpii które nękały Sindbada Żeglarza. Paskudny śmiech. Trzymając Artura mocno za ręce swoimi kościstymi zimnymi łapskami, spojrzała mu w oczy, wyszczerzyła zęby i gwałtownie odchyliła się do tyłu odpychając się nogami od balkonu. Krzyk ucichł po dwóch sekundach. Dwa głuche uderzenia o ziemie jedno po drugim. Z oddali słychać było syreny policyjne.
Ludzie zbiegli się pod balkonem.
Ktoś krzyknął.
- Ona żyje!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz